„Panie, tu jest dużo bezdomnych kotów”

Co robisz, gdy spotkasz potrąconego kota na drodze? Dzwonisz po straż miejską, do schroniska, jedziesz dalej, a może zatrzymujesz się, by zabrać go do lecznicy i zadbać o jego dalsze losy?

Dziś opowiadanie prosto z życia. O podróży, kocie i o czymś więcej. O łańcuszku ludzi dobrej woli, dzięki którym jedno kocie życie może trafić na inne ludzkie życie, które gdzieś na to kocie życie czeka…

W sobotę jadąc do domu, przed Kaliszem Pomorskim na przeciwnym pasie, na bardzo ruchliwej drodze leżał kot… próbował wstać, ale trzęsła mu się główka i tylne nóżki odmawiały posłuszeństwa. Był świeżo potrącony!

NATYCHMIAST ZAWRÓCIŁAM I STANĘŁAM NA AWARYJNYCH WSTRZYMUJĄC EWENTUALNY RUCH NA DRODZE… Razem z narzeczonym wzięliśmy go do samochodu. Kiedy ja wsadzałam go do koszyczka od zakupów i sprawdzałam w jakim jest stanie, mój chłopak pytał ludzi z pobliskich domów, czy to nie ich kot… Ludzie się śmiali i odpowiadali ,,Panie tu jest dużo bezdomnych kotów”. Ruszyliśmy do centrum, niestety nie mogliśmy skontaktować się z tamtejszym weterynarzem, więc nie przeciągając, ruszyliśmy do rodzinnego miasta.

Po 45 minutach dojechaliśmy do weterynarza, który już na nas czekał. Wstępne oględziny wykazały, że kotek nie ma złamań, ma wstrząs mózgu, jedno oczko spuchnięte i nie reaguje na światło, kilka odrapań, poza tym był brudny i wychudzony…

Jaki będzie ciąg dalszy tego opowiadania, zależy być może od Ciebie.

Kontakt do tymczasowych opiekunów kota: [email protected].