28.06.2022
Znalazłem kocie sieroty. I co dalej?
Dorota Jastrzębowska
Ten tekst przeczytasz w 5 minut
Trwa sezon na kocięta. Łatwo się natknąć na kocie sieroty. Co wtedy robić? Czy zawsze trzeba je zabierać? A może uprowadzamy je matce? Po czym poznać, że potrzebują pomocy?
Fot. Shutterstock
Robert Brantley z Luizjany był zaskoczony, gdy zobaczył bezpańskiego kociaka na środku drogi. Biedak był zmęczony i brudny. Tak bardzo potrzebował pomocy, że nie wahał się podejść do obcego człowieka. Mężczyzna podniósł kociaka, nie wiedząc, co go za chwilę czeka. Tym gestem zapoczątkował lawinę. Z krzaków zaczęły wychodzić inne kocięta. Kocie sieroty ocierały się o nogi mężczyzny. Ten zaczął je liczyć. Okazało się, że maluchów jest… 12. Jednak Robert nie wymiękł. Zabrał wszystkie do swojej hondy. Żałujemy tylko, że nie opisał szczegółowo, jak wyglądała ta podróż… Opublikował jednak parę filmików z kociętami.
12 kociąt – wszystkie z jednej matki?
Wśród komentarzy pod filmikami nie wszystkie były przychylne. Część osób uważała, że choć Robert chciał dobrze, być może nie postąpił jak należy i ukradł kocięta pod nieobecność ich matki. Wydaje się, że w tym wypadku nie musiało tak być. Zwłaszcza że jedna kotka rzadko ma aż tyle kociąt. Wprawdzie rekordowy miot kotów liczył 19 maluszków, ale należał do rasowej kotki, o której kondycję opiekunowie dbali przez całą ciążę. W wypadku dzikiej kotki, która sama musi zadbać o siebie i młode, już 8 kociaków to dużo, a i tak rzadko przeżywają wszystkie. W historii, która się przydarzyła Robertowi, bardziej prawdopodobne jest, że były to dwa mioty różnych kotek.
Czy zabranie kociąt było błędem?
12 kotków świadomie i sprawnie podeszło do Roberta. Świadczy to o tym, że nie były to już niesamodzielne maluchy. Być może matka (matki?) jeszcze czasem je trochę podkarmiała mlekiem czy przynosiła im upolowane jedzenie. Bardziej jednak prawdopodobne jest to, że już powoli wypuszczała dzieci spod swoich skrzydeł. A to bardzo trudny czas dla maluchów. Muszą już same o siebie zadbać, a jeszcze nie do końca potrafią. Ich zdobycze są małe, a potrzeby energetyczne intensywnie rosnącego organizmu – duże. Stąd jest to często czas kolejnej selekcji – przeżywają te najbardziej łowne i silne. Można więc przypuszczać, że paru kociakom z tej gromadki Robert uratował życie swoją interwencją. Zwłaszcza że znalazł je przy drodze, a więc w miejscu niebezpiecznym.
Pamiętajmy, by walczyć z kocią bezdomnością. Odławianie kotów i ich kastracja jest najlepszym wyjściem. Gdy znajdziemy kotkę z maluchami, które jeszcze nie widzą, możemy dokonać uśpienia ślepego miotu.
Kocie sieroty – jakie mają szanse na przeżycie?
Dużo trudniej właściwie ocenić sytuację, gdy kocięta są małe i jeszcze niesamodzielne – ślepe albo już widzące, lecz poruszające się nieporadnie. Nie ma wtedy wątpliwości, że nie przeżyją bez pomocy. Tylko czy powinniśmy oferować tę pomoc bez namysłu? Ten, kto wykarmił jakiegoś kociaka wymagającego jeszcze butelkowania, dobrze wie, jakie to trudne. I nie chodzi tylko o to, że trzeba wstawać co parę godzin nawet w nocy. I że karmienie nie wystarczy, bo trzeba jeszcze masować brzuszek, zapewniać ciepło i kontakt z żywą istotą (czyli sobą). Jednym słowem, być taką kocią mamą na każde zawołanie, oblepioną kociętami potrzebującymi nie tylko naszej obsługi, lecz także obecności. To jednak wszystko mały problem. Największy polega na tym, że nawet jeśli im to wszystko zapewnimy i tak zwykle nie udaje się uratować wszystkich. Bardzo trudno zastąpić maluszkom mamę. A sztuczne mleko nie daje im takiej odporności jak maminy pokarm. Często zaczynają chorować, nawet gdy już trochę podrosną i wydaje się, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Dlatego zawsze trzeba sprawdzić, czy na pewno maluchy zostały sierotami.
Kocie sieroty – czy naprawdę nimi są?
Problem w tym, że nie jest łatwo zyskać pewność. Gdy kotka poluje, może zostawić dzieci na parę godzin. Jeśli trafimy na moment, że zdążyły już zgłodnieć, mogą faktycznie wydać się nam porzucone. Jeszcze gorzej może być jednak wtedy, gdy maluchy są apatyczne, osłabione i mało się ruszają. Oczywiście trzeba umieć odróżnić ten stan od smacznego snu niedawno nakarmionych kociąt – i to też wcale nie jest łatwe. Dlatego jedyny sposób, by się upewnić, jaka jest prawda, wymaga poświęcenia paru godzin czasu. Trzeba wrócić w to miejsce i sprawdzić, jak się rozwija sytuacja. W międzyczasie możemy się dowiedzieć na wszelki wypadek, gdzie w okolicy można kupić mleko dla kociąt (nie wolno podawać krowiego!) i kto może nam udzielić porady. Bo jeśli będziemy musieli zabrać osłabione kocięta, będzie się liczyć każda minuta. Najlepiej byłoby się przyczaić i przekonać na własne oczy, czy matka się pojawi. W ten sposób jednak można łatwo spłoszyć "dziką" kotkę.
Rodzinka w pakiecie
Oczywiście są sytuacje, gdy trzeba interweniować od razu, bo życie kociąt jest zagrożone przez zewnętrzne warunki, np. drapieżniki, które już widzimy kręcące się w pobliżu, np. lisy czy drapieżne ptaki. To się jednak zdarza stosunkowo rzadko. Częściej zagrożeniem są ludzie, gdy np. kotka okoci się w piwnicy. Wtedy trzeba kocią rodzinę zabrać w bezpieczne miejsce – jeśli matka jest, to razem z nią. Najlepiej pożyczyć klatkę łapkę od którejś z fundacji prozwierzęcych. Karmiąca kotka jest zwykle głodna, więc przeważnie daje się skusić na przysmak pozostawiony w klatce. Jeśli odłowimy rodzinę w komplecie, będą większe szanse, że kocięta przeżyją.
Gdy kocie sieroty dorosną
Nawet jeśli upewnimy się, że matka opiekuje się kociętami, a miejsce wydaje się w miarę bezpieczne (np. działki po sezonie), nie oznacza to, że mamy kocią rodzinę zostawić na pastwę losu. Wręcz przeciwnie. Warto ją dyskretnie monitorować, dokarmiać kocią mamę, by ta mogła wykarmić swoje dzieci – a potem dokarmiać też kocięta, by wyrosły na zdrowe, silne koty. A gdy będą już całkiem samodzielne, najlepiej znaleźć im domy. Nie szkodzi, że przyszły na świat jako dzikuski – maluchy szybko się socjalizują. Być może również ich matka zdążyła się oswoić i może zostać adoptowana. Jeśli nie, to plan minimum wymaga, by ją wykastrować i wypuścić w miejsce, z którego ją zabraliśmy (maluchy, gdy podrosną, należy także wykastrować). Zawsze jednak warto to przemyśleć – bo jaki los ją tam czeka? Spróbujmy przynajmniej znaleźć jej spokojny dom, najlepiej z innymi kotami. One będą dla niej pomostem do ludzi. Wiele wolno żyjących kotów właśnie dzięki innym kotom przekonało się do zamieszkania z ludźmi.
Miłośniczka psów, szczególnie terierów. Obecnie opiekunka przygarniętej yoreczki Adelki, wolontariuszka opiekująca się kotami wolno żyjącymi w warszawskiej dzielnicy Ochota, była redaktor prowadząca czasopismo „Mój Pies i Kot".
Zobacz powiązane artykuły
10.10.2024
Mój kot jest jedynakiem. Czy można zaprzyjaźnić go z drugim kotem?
Ten tekst przeczytasz w 5 minut
Pewnego dnia dochodzisz do wniosku, że jeden kot w domu to za mało. Czy adopcja drugiego kota to dobry pomysł?
undefined
08.10.2024
Koci pazur – czyli wszystko co tyczy się kociego manicure i nie tylko
Ten tekst przeczytasz w 4 minuty
Czy ktokolwiek wyobraża sobie kota bez pazurów? Ten atrybut jest nieodłączną częścią naszego małego drapieżnika.
undefined
07.10.2024
Do czego przydaje się soda w kocim domu?
Ten tekst przeczytasz w 2 minuty
Mamy ją w domu wszyscy. Jest skuteczna, tania, bezpieczna i… wciąż niedoceniana. Do czego przydaje się soda w kocim domu?
undefined