Walka z gryzoniami
Rola, którą koty pełniły w teatrach, przypomina nieco tę, jaką mruczki odgrywały na statkach. Rozległe sale, garderoby pełne strojów oraz magazyny, w których przechowywano scenografię, stanowiły doskonałą kryjówkę dla gryzoni. A te z upodobaniem podgryzały elementy teatralnego wyposażenia.
Nawiązanie do statków nie jest przypadkowe – uważa się bowiem, że na początku istnienia teatru za kulisami pracowało wielu byłych marynarzy. Jak nikt inny znali się oni na linach, bloczkach, klapach i włazach oraz mieli doświadczenie w pracy na wysokości, tak niezbędne przy montowaniu scenografii. Kto wie, może pierwszy kot, który zamieszkał w teatrze, również miał za sobą morską karierę?
Urodzony na scenie
Na początku lat 70. w teatrze Globe (obecnie Gielgud Theatre) przyszedł na świat mały, pręgowany kotek. Nikt wtedy nie wiedział jeszcze, że przejdzie do historii jako jeden z najbardziej rozpoznawalnych kotów teatralnych. Kocurek otrzymał na imię Beerbohm na cześć aktora i ówczesnego menadżera teatru – Herberta Beerbohma Tree.
https://pl.pinterest.com/pin/478155685421958099/?amp_client_id=CLIENT_ID(_)&mweb_unauth_id=%7B%7Bdefault.session%7D%7D&_url=https%3A%2F%2Fpl.pinterest.com%2Famp%2Fpin%2F478155685421958099%2F&_expand=trueŻycie to teatr…
Beerbohma szybko udowodnił, że nie znalazł się w tym miejscu przypadkiem. Nie tylko doskonale wywiązywał się z roli głównego myszołapa, lecz również zasłynął niezwykłą charyzmą i osobowością sceniczną. Beerbohm nie stronił od psot – atakował pierzaste kapelusze w garderobie oraz siał spustoszenie w rekwizytorni, polując na wypchane ptaki, będące elementami jednego z przedstawień.
Beerbohm zadebiutował na scenie (niezależnie od wizji reżysera) w spektaklu dwóch komików „Hinge and Bracket” w 1978 r. Zdarzało się, że – niezależnie od tego, czy scena była pusta, czy odbywało się na niej przedstawienie – Beerbohm przechadzał się po deskach, kradnąc show głównym aktorom. Plotka głosi, że kiedy na potrzeby jednego z aktów przedstawienia „Dom Bernardy Alby” scena została zasypana piaskiem, kocur zachwycony tak wielką kuwetą, czym prędzej postanowił z niej skorzystać…
Lekarstwo na tremę
Beerbohm sprawiedliwie rozdzielał swoją sympatię. Podczas każdej sztuki wybierał sobie osobę z obsady, którą postanowił zaszczycić swoim towarzystwem. Tymczasowo przeprowadzał się garderoby wybranego aktora lub aktorki, by dotrzymywać im towarzystwa.
Większość z artystów bardzo ceniła sobie obecność kota. Jego radosny pyszczek, miękkie futerko oraz głośne mruczenie były bowiem idealnymi lekarstwami na tremę! A ta, jak wiadomo, potrafi dopaść nawet najbardziej doświadczonych aktorów.
Bogate życie osobiste
Kiedy nie polował na myszy, nie ucinał sobie drzemki w garderobie lub nie występował, Beerbohm przechadzał się po ulicach Soho. Mówi się, że miał na swoim koncie nawet wypadek samochodowy! Kiedyś niewystarczająco szybko zszedł z drogi i został potrącony przez samochód. Na szczęście obrażenia nie były poważne i szybko mógł wrócić do swoich codziennych obowiązków.
Jak na prawdziwego amanta teatralnego przystało Beerbohm miał również liczne romanse. Plotki głoszą, że jednak z jego ukochanych pracowała w Lyric Theatre. Podobno po skończonych przedstawieniach często spieszył się, aby ją spotkać…
Przejście na emeryturę
Uważa się, że Beerbohm był jednym z najdłużej pracujących kotów teatralnych na świecie. Jego kariera trwała kilkanaście lat, aż momentu przejścia na emeryturę w 1991 roku. Jednak i wtedy był związany z teatrem – zamieszkał bowiem u Tony’ego Ramseya, mistrza teatralnej stolarki.
Kurtyna opada…
Beerbohm zmarł 21 marca 1995 w wieku 20 lat. Został jedynym kotem w historii, którego nekrolog znalazł się na pierwszej stronie magazynu The Stage. W poświęconej mu notatce wspomniano o jego szczególnych fanach – Paulu Eddingtonie oraz Penelope Keith. O Beerbohmie pisała większość ówczesnych gazet ogólnokrajowych, w tym The Daily Telegraph.
Cały świat to scena, A ludzie na nim to tylko aktorzy – napisał William Shakespeare.
W stosunku do Beerbohma, który większość swojego życia spędził w teatrze, słowa te wydają się szczególnie trafne. Dlatego też nawet po śmierci Beerbohm pozostaje częścią Teatru Gielgud – do dziś jego portret możemy podziwiać w foyer. Kocur stał się również inspiracją dla obrazu artystki Frances Broomfield.
Co dalej z kotami teatralnymi?
W dzisiejszych czasach zawód kota teatralnego podupada i w niewielu teatrach można jeszcze spotkać futrzastych strażników. Nie jest to jednak wynik zbyt wygórowanych oczekiwać finansowych potencjalnych pracowników (pensja wypłacana oczywiście w smaczkach dobrej jakości), lecz… z przepisów BHP. Gryzonie nadal są palącym problemem, z którym muszą mierzyć się teatry, lecz pracownicy radzą sobie z nimi w dużo mniej wyrafinowany sposób – za pomocą pułapek i trucizn.