Prawdziwe historie
22 października 2023 8 minut czytania

Niezatapialny Sam – marynarski kot z ogromnym szczęściem

Do trzech razy sztuka – kocur Sam bardzo dosłownie wziął sobie to powiedzenie do serca. Ratował się z tonącego statku nie raz, nie dwa, ale aż trzy razy. Niektórzy uważali to za niezwykłe szczęście, inni snuli domysły, że to właśnie kot przyniósł marynarzom pecha.

niezatapialny sam,

Życiu żeglarzy od wieków towarzyszyły różnego rodzaju przesądy i rytuały. Świadomi niebezpieczeństw, bezradni wobec sił przyrody i niepewni swojej przyszłości łatwo poddawali się magii zabobonów. W czasach, kiedy ciężko było ocenić, jakie warunki atmosferyczne spotkają śmiałków na morzu czy oceanie, używano wszelkich dostępnych środków, żeby przewidzieć sztormy i flautę. A koty, niezwykle wrażliwe na zmianę pogody, okazały się doskonałymi towarzyszami morskich podróży.

Nie tylko od łapania myszy 

Koty miały na pokładzie bardzo ważne zadanie: nie tylko strzegły zapasów żywności, lecz również chroniły załogę przed chorobami przenoszonymi przez gryzonie. Obecność kotów miała również inne znaczenie – wierzono, że przynoszą one… szczęście. Dlatego były traktowane na równi z resztą załogantów – miały własne racje żywnościowe oraz wydzielone wygodne miejsce do spania.

Załoga znająca doskonale zachowania swoich puchatych towarzyszy była bardzo wyczulona na wszystkie ich nietypowe zachowania. Gdy kot próbował wydostać się ze statku, był niespokojny lub zapalczywie czyścił pyszczek, marynarze wiedzieli, że prawdopodobnie pogoda ulegnie zmianie i – co za tym idzie – należy podjąć odpowiednie kroki, żeby się zabezpieczyć.

Gdy podczas pobytu w porcie karmiąca kotka wyniosła swoje kocięta ze statku na brzeg, odczytywano to jako bardzo zły znak. Ufano kociej intuicji do tego stopnia, że niektórzy marynarze, widząc takie zachowanie, odmawiali wypłynięcia z portu, twierdząc, że na morzu na pewno wydarzy się coś złego.  

Kocie pogodynki

Wieki temu wierzono, że koty mają magiczną moc i samym machnięciem ogona są w stanie wywołać burzę. W świetle obecnych badań naukowych wiemy, że koty nie mają nadprzyrodzonych zdolności, lecz są meteopatami. Wyczuwają wahania ciśnienia, które pociągają za sobą gwałtowne zmiany warunków atmosferycznych. Także ich zachowanie – machanie ogonem czy czyszczenie mordki – nie jest przyczyną sztormu, lecz jego zapowiedzią. A pocieranie pyszczka i uszu łapkami ma pomóc im złagodzić dyskomfort spowodowany przez zmiany ciśnienia. 

Kotom wstęp wzbroniony

Co ciekawe koty towarzyszyły marynarzom na pokładzie jeszcze stosunkowo niedawno. Dopiero w 1975 roku brytyjska Royal Navy (Królewska Marynarka Wojenna) zakazała przewozu kotów i innych zwierząt ze względów higienicznych. Jest jednak jeden kot okrętowy, który przez swoje niezwykłe szczęście lub – jak kto woli – nieprzeciętnego pecha, przeszedł do historii. 

O jak Oscar 

Niemiecki pancernik Bismarck stanowił niewątpliwie dumę niemieckiej marynarki wojennej Kriegsmarine. Okręt zwodowany w lutym 1939 roku był jednym z najnowocześniejszych tego typu statków na świecie. Jednak jego służba nie trwała zbyt długo. Został zatopiony już w czasie swojego pierwszego rejsu bojowego. Z blisko 2,5 tysiąca członków załogi uratowało się niewiele ponad sto osób. I jeden… kot. 

Kiedy po zatopieniu okrętu teren przeczesywała brytyjska marynarka wojenna, marynarze ze zdziwieniem zauważyli dryfującego na desce czarno-białego kota. Co pośrodku Atlantyku robi kot? Ewidentnie mruczek musiał ocaleć z tonącego okrętu. 

Załoga niszczyciela HMS Cossack podjęła kota z wody i przyjęła go w swoje szeregi. Kocur otrzymał na imię Oscar – takie hasło w Międzynarodowym Kodeksie Sygnałowym przypisane jest literze „O” i oznacza „człowiek (czy też jak w tym wypadku kot) za burtą”. 

Oscar w krótkim czasie stał się ulubieńcem całej załogi. Gdyby tylko marynarze wiedzieli, jaki los ich wkrótce spotka, z pewnością dwa razy zastanowiliby się, zanim przyjęli kota na swój statek. 

Historia lubi się powtarzać

Oscar pływał na pokładzie Cossacka przez kolejnych kilka miesięcy. Okręt pełnił obowiązki eskorty konwojów na Północnym Atlantyku i Morzu Śródziemnym aż do 23 października 1941 roku. Tego feralnego dnia niszczyciel został uszkodzony przez torpedę wystrzeloną z niemieckiego okrętu podwodnego U-563. Zginęło wówczas ponad 100 członków załogi. Mimo prób ratowania okrętu Cossack zatonął niedaleko Gibraltaru. 

Możemy sobie tylko wyobrazić zdziwienie załogantów HMS Legion, którzy przypłynęli na miejsce tragedii, gdy niedaleko wraku Cossacka ujrzeli dryfującego kota… Ten po raz drugi przeżył torpedowanie statku, na którym przebywał. Został wyłowiony z wody, osuszony i przewieziony do ośrodka wojskowego na Gibraltarze. Brytyjscy oficerowie, kiedy poznali jego historię, zmienili mu imię na – ich zdaniem – bardziej adekwatne. Nadali mu przydomek Niezatapialny Sam. Jednak to nie jest koniec jego historii…

Do trzech razy sztuka

Oscar, obecnie nazywany Niezatapialnym Samem, został ponownie adoptowany – tym razem przez załogę lotniskowca HMS Ark Royal. Co ciekawe, dokładnie ten sam okręt odegrał kluczową rolę w zatopieniu Bismarcka – pancernika, na którego pokładzie kocur rozpoczął swoją morską karierę. Niestety Sam i tym razem nie nacieszył się rejsem zbyt długo. 13 listopada okręt, wracając z Malty, został storpedowany. Natychmiast rozpoczęto ewakuację. I tym razem pośród rozbitków znalazł się „wściekły, ale nietknięty” czarny kot

Spokojna emerytura 

Zatonięcie nie dwóch, lecz trzech jednostek, na których pływał Sam, poskutkowało przeniesieniem kocura do służby na lądzie. Najpierw trafił do biura gubernatora Gibraltaru, gdzie pilnował porządku i polował na myszy. Stamtąd został odesłany do Wielkiej Brytanii. Resztę wojny spędził w Domu Marynarza w Belfaście, gdzie zmarł w 1955 roku. 

Jeśli kiedykolwiek będziecie w Greenwich, koniecznie odwiedźcie National Maritime Museum. Znajduje się tam pastelowy obraz autorstwa Georgine Shaw-Baker, przedstawiający siedzącego na desce czarno-białego kota. Obraz nosi tytuł „Oscar, the Bismarck’s Cat”. Dodaliśmy go też w głównym zdjęciu w artykule.

Jeśli historia Sama może nas czegoś nauczyć, to z pewnością tego, że nawet w najbardziej tragicznych okolicznościach zawsze znajdzie się jakaś deska, której możemy się chwycić – trzeba jej tylko poszukać. I tego, że koty – przynajmniej niektóre – naprawdę mają dziewięć żyć.

Interesuje Cię ta tematyka?

kocie sieroty
Prawdziwe historie

Znalazłem kocie sieroty. I co dalej?

hamish the cat
Prawdziwe historie

Hamish McHamish – od kocich wędrówek do pomocy ludziom

pethelp.png
Prawdziwe historie

Pierwszy Ogólnopolski Przegląd Zdrowia Psów i Kotów już trwa!

Ewa Potępa

Ewa Potępa

Czytaj więcej
Udostępnij:
Data pierwszej publikacji: 22 października 2023

Newsletter

Chcesz otrzymywać wyjątkowe porady, newsy i historie na maila? Zapisz się na newsletter! (psst… mogą pojawić się też kody rabatowe)

Zapisz się!

Chcesz otrzymywać wyjątkowe porady, newsy i historie na maila? Zapisz się na newsletter! (psst… mogą pojawić się też kody robatowe)